Miałam siedemnaście lat, gdy wyjechaliśmy na ostatnie rodzinne wakacje z mamą i bratem. Pamiętam, że ofertę wycieczek mama przyniosła ze swojego biura. Wycieczki last minute Rzym, Barcelona, Madryt, takie oferty mieliśmy wówczas do wyboru. Wspólnie wybraliśmy krainę korridy i flamenco. To były niezapomniane wakacje. Tydzień przed wyjazdem latałyśmy z mamą po księgarniach szukając przewodników po Hiszpanii. Chciałyśmy tak zaplanować wakacje, aby zwiedzić możliwie jak najwięcej miejsc. Z czego nie bardzo był zadowolony mój brat. Zapewne liczył na tanie drinki i wylegiwanie się przy hotelowym basenie. Nic bardzie błędnego, chodził za nami krok w krok, aż cała trójka dostała odcisków na nogach. Każdy kto znał moją mamę wie, że ta kobieta nie mogła usiedzieć w miejscu. Z wycieczki przywiozłam sobie złoty łańcuszek, kupiony praktyczne za bezcen, brat przywiózł sobie piłkę do gry w nogę, swojej ulubionej drużyny, a mama suknię do flamenco i buty do tańca. Tak urzekła ją tamta kultura. Znajomi mówili, że zakochała się na zabój w Hiszpanii i mieli dużo racji. Gdy tylko wróciliśmy mama zapisała się na lekcje tańca flamenco w Warszawie, uczyła się też ich języka. Przetańczyła ostatnie lata swojego życia. Zmarła dwa lata po naszej podróży. Miała raka, nic nie dało się zrobić. W szpitalu prosiła, by w ostatnią drogę ubrać ją w jej suknię do flamenco. Tak też zrobiłam.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Leave a Reply